Jedziemy dalej na południe.
Czas na kolejny odcinek z serii poświęconej trasie wzdłuż południowego wybrzeża Nowej Południowej Walii: tym razem będziemy się przemieszczać między miastami Kiama a Batemans Bay.
Pierwszym dość znanym przystankiem na południe od Gerringong i Kiama jest miasteczko o wdzięcznej nazwie Berry. Nie, nie zawdzięcza swojej nazwy hodowlom jagód (chociaż znane są tutejsze winnice), ale nazwisku dwóch braci – magnatów, założycieli miasta. Jeszcze kilka lat temu przez Berry przebiegała główna droga (Princess Highway), ale niedawno wybudowano tutaj obwodnicę, więc żeby zwiedzić miasteczko, musicie zboczyć troszeczkę z trasy. Czy warto? Zdecydowanie tak, jeśli jesteście miłośnikami A. mebli lub B. pączków 😉 tutejszy Donut Van znany jest w całym Sydney.
Od Berry jest już niedaleko do słynnego Jarvis Bay, położonego na terenie Parku Narodowego Booderee. Dlaczego Jarvis Bay jest takie słynne? Nie wiem. Sama nie raz się nad tym zastanawiałam. Są takie miejsca w Australii, które po prostu są słynniejsze od innych, choć to wcale nie oznacza, że są lepsze lub piękniejsze. Jak chociażby Byron Bay. Plaż i parków narodowych jest w Australii przecież pod dostatkiem, ale z jakiś przyczyn to właśnie Jarvis Bay zdaje się być najbardziej obleganą miejscówką na letnie, weekendowe wypady z Sydney. Przyczynia się do tego na pewno znośna odległość od miasta (ok. 3 godziny jazdy samochodem – jak na australijskie standardy to naprawdę blisko). Jarvis Bay, a konkretnie Hyams Beach, jest znane także z tego, że tutejsze plaże mają najbielszy piasek w Australii (choć to kryterium jest z natury rzeczy mało obiektywne, słyszałam podobne roszczenia na Kangaroo Island). Tak czy siak, plaże są tutaj piękne, woda turkusowa, bliskie spotkania z kangurami gwarantowane. To właśnie tutaj 10 lat temu zobaczyłam na własne oczy swojego pierwszego kangura. Tego się nie zapomina.
Jeśli chodzi o zakwaterowanie to Jarvis Bay oferuje kilka opcji. Jest tu duży wybór przytulnych airbnb, można wynająć sobie domek z tarasem blisko plaży albo apartament z widokiem. Nie ma tu na szczęście zbyt rozbudowanej, typowo kurortowej infrastruktury. Główną miejscowością jest przyjemne, małe miasteczko Huskisson. Przy głównej ulicy znajdziecie kilka restauracji, przytulne sklepiki z wyposażeniem wnętrz, świecami i innymi akcesoriami typowymi dla australijskiego beach house style. Znajduje się tutaj także główna przystań, skąd odpływają rejsy czarterowe, które oferują różne wodne atrakcje: wędkowanie, nurkowanie i whalewatching w sezonie zimowo-wiosennym (maj – październik). Tuż przy przystani, nad wodą, znajduje się moja ulubiona wegetariańska knajpka, The Pilgrims, o której pisałam już nie raz (mają swoje oddziały w Cronulli i w Milton). Pyszna kawa i świetne miejsce na śniadanie lub lunch.
W okolicach Huskisson jest też kilka prywatnych campingów (najczęściej znanych pod szeroko rozumianą nazwą „holiday parks”), gdzie znajdziecie wszystkie udogodnienia, miejsca zarówno na biwak pod namiotem jak i na campervana oraz domki letniskowe do wynajęcia. Moim ulubionym prywatnym campingiem w tych okolicach jest Hidden Creek Campground. Jak sama nazwa wskazuje, jest on faktycznie dość ukryty na uboczu i malowniczo położony nad rzeką.
Najbardziej jednak lubię nocować na campingach należących do NSW National Parks. Najpopularniejszym z nich jest Green Patch Campground, przede wszystkim ze względu na swoją lokalizację tuż przy plaży oraz udogodnienia – jest tutaj pełna kanalizacja: toalety i prysznice z ciepłą wodą. Miejsca biwakowe ukryte są wśród wysokich eukaliptusów, wszędzie dookoła jest dużo zieleni, co sprawia, że pomimo dużych rozmiarów i popularności, camping ten sprawia wrażenie cichego i intymnego. Ze względu na swoją popularność, znalezienie tutaj wolnego miejsca niestety graniczy z cudem.
Dlatego jeśli należycie do mniej wymagających camperów (czytaj: nie przeszkadza wam zimny prysznic i spanie pod namiotem), polecam wam dużo mniejszy i spokojniejszy camping przy idyllicznej plaży Cave Beach. Jest tutaj tylko kilkanaście miejsc namiotowych, nie da się wjechać samochodem, co sprawia, że nie ma tłumów ani dużych grup rodzin z dziećmi. Cały sprzęt biwakowy trzeba zanieść na miejsce z parkingu położonego w odległości około 300 m od pola namiotowego. Wysiłek się jednak opłaca: plaże są niemal puste (Cave Beach jest tuż obok campingu, natomiast jak przejdziecie krótki kawałek wśród lasu, to traficie na pobliską Bherwerre Beach, która bywa całkowicie pusta – możecie się tutaj opalać topless i biegać na golasa jak macie ochotę 🙃 ).
Pamiętam też to niezapomniane wrażenie, gdy po raz pierwszy w Australii zobaczyłam tutaj aksamitnie czarne, rozgwieżdżone nocą niebo. Dookoła nie ma żadnych źródeł sztucznego światła (w przeciwieństwie do campingu Green Patch, gdzie są jednak światła przy bloku prysznicowym). Po zmroku zapada prawdziwa, czarna noc. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam Drogę Mleczną gołym okiem. Po przebudzeniu się obok namiotu „pasła się” kangurza rodzina, a nad głową przelatywało stado niezwykle rzadkich, czarnych kakadu.
Niedaleko na południe od Jarvis Bay znajduje się ogromne jezioro – Lake Conjola. To wodny raj dla wędkarzy i kajakarzy. Spędziłam w tych okolicach swoje urodziny kilka lat temu i chciałabym wam polecić miejsce, w którym się wtedy zatrzymaliśmy: Narrawalee Creek Studio. Jest to przytulny, typowo australijski domek na wsi, położony pośrodku eukaliptusowego lasu. Ma zacienioną werandę, która chroni przed letnim upałem, w środku jest ładnie urządzony salon z kominkiem, gry i książki, osobna sypialnia i w pełni wyposażona kuchnia. Na trawie dookoła domku można spotkać kangury. To idealne miejsce na romantyczny weekend za miastem, albo po prostu przystanek po drodze, gdy potrzebujecie przerwy od biwakowania w naprawdę przystępnej cenie jak na warunki i udogodnienia, które na was czekają.
Jadąc dalej na południe miniecie po drodze urocze miasteczko Milton. Obok jest też Mollymook, popularna baza wypadowa na wakacje dla Sydnejczyków. Czasami te dwa miasteczka są określone pieszczotliwie jako Milly & Molly. Przez Mollymook tylko przejeżdżałam, dlatego nie jestem w stanie polecić wam tutaj żadnych konkretnych miejsc, ale Milton osobiście uwielbiam. To takie malutkie, australijskie miasteczko, w którym czas jakby trochę się zatrzymał. Znajdziecie tu zabytkowe budynki (jak chociazby piekarnia Milton Heritage Bakery), są sklepy ze starymi meblami i dobre jedzenie, po prostu fajny klimat. O Milton pisałam już wcześniej przy okazji mojego cyklu o trekingu w Australii – jeśli planujecie podróż w te okolice to w tym poście znajdziecie więcej informacji.
Ostatnim miejscem na trasie, które chciałabym wam polecić w tym odcinku to Batemans Bay i parki narodowe w jego pobliżu. Na północ od Batemans Bay, wzdłuż wybrzeża, znajduje się kilka pięknych plaż i campingów zaraz nad morzem. Jeśli macie trochę czasu, warto odbić z głównej drogi i zrobić widokową trasę przez Murramarang National Park (uwaga, część tra sy prowadzi po szutrowych drogach przez busz, nie ma zasięgu). My zatrzymaliśmy się kiedyś na prywatnym campingu przy Pretty Beach, który miał wszystkie potrzebne udogodnienia, jednak gdybym miała wtedy wybór (brakowało wolnych miejsc) to zdecydowanie wolałabym zatrzymać się na noc na jednym z campingów należących do Parks NSW przy plażach Pebbly Beach i Depot Beach. Są one bardziej dzikie, ale lokalizacja jest niesamowita, miejsca biwakowe znajdują się pośrodku buszu, zaraz obok plaży. Kangury były dosłownie wszędzie.
Są tutaj też krótkie trasy spacerowe prowadzące przez bujny las deszczowy, generalnie zieleń, cisza i spokój. Pamiętajcie o tym, że w 2020 wszystkie miejsca campingowe na terenie parków narodowych trzeba wcześniej zarezerwować na ich stronie internetowej. Tereny te niestety mocno ucierpiały podczas pożarów buszu zeszłego lata, dlatego część z polecanych tutaj przeze mnie miejsc może być wciąż zamkniętych – wszystkie aktualne informacje na ten temat także znajdziecie na stronie parków.
Batemans Bay to dość duże, turystyczne miasto. O zachodzie słońca przy głównej promenadzie ciągnącej się wzdłuż rzeki panuje bardzo przyjemna atmosfera. Jest to kilka restauracji i knajpek. Mogę polecić pyszną pizzę i przytulne stoliki z widokiem na rzekę w Sams Pizza oraz prawdziwie, świeże, australijskie fish and chips w Innes Boatshed.