Blog posts

Trekking w Australii: The Coast Track

Trekking w Australii: The Coast Track

Australia, Top atrakcje

Cykl: 10 najlepszych tras trekingowych w Australii.

Gdzie? Royal National Park, Nowa Południowa Walia, półtorej godziny drogi na południe od Sydney
Start szlaku: Beachcomber Avenue, Bundeena | koniec Otword Lookout. Szczegóły tutaj.
Poziom trudności: 5/5 trudny (strome klify, dużo podejść, nierówne podłoże, brak zasięgu, długi dystans)
Czas i dystans: 10 godzin | 26 km | trasa jednokierunkowa
Highlights: absolutna dzikość niedaleko od wielkiego miasta, wiatr we włosach, bezludne plaże, niesamowite widoki na ocean, migrujące wieloryby zimą, pozostałości kultury aborygeńskiej

Dzisiejsza trasa jest mi (dosłownie) bliska, ponieważ to z Cronulli właśnie odpływa maleński prom do malowniczego miasteczka Bundeena, gdzie zaczyna się Coast Track. O przeprawie tym najstarszym w całej Australii promem pisałam tutaj. Do Bundeeny można także dojechać samochodem, ale prawda jest taka, że zdecydowanie szybciej i wygodniej jest dojechać pociągiem z centrum Sydney do Cronulli, a potem dalej promem. Dodatkowo widoki roztaczające się na zatokę Gunnamatta, którą przecinamy po drodze zapierają dech w piersiach. Ale po kolei.

Coast Track to długi i wymagający szlak, prowadzący wzdłuż wschodniego wybrzeża Royal National Park. Na samym początku muszę się przyznać, że nigdy nie przeszłam go w całości, od A do Z, za jednym razem. Schodziłam natomiast większość jego odcinków podczas pojedynczych, jednodniowych wypadów do parku narodowego, niespiesznie, i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że największą zaletą tej trasy jest jej różnorodność. Każda mijana po drodze, ukryta między skałami plaża ma swój własny, niepowtarzalny klimat, krajobraz zmienia się po drodze nieustannie, widoki przyprawiają czasami o zawrót głowy, ponieważ zbocza klifów są bardzo wysokie i strome. Trzeba bardzo uważać, żeby nie podchodzić zbyt blisko do krawędzi – niestety, nie brakuje turystów, którzy ryzykują tutaj swoje życie dla instagramowych fotek. Przez ostatnich kilka lat trend ten stał się tak rozpowszechniony, że niektóre atrakcje mijane po drodze trzeba było odgrodzić siatką (np. słynna biała skała w kształcie ciasta weselnego – Wedding Cake Rock). Zaczęto także rozpowszechniać ulotki o bardzo bezpośrednim przekazie „don’t risk your life for a photo”, ukazujące dramatyczne sceny ludzi uciekających w popłochu przed ogromnymi falami, zaskoczonych podczas robienia zdjęć, gdy stali obróceni plecami do oceanu (problem ten mam miejsce przy tzw. Figure 8 Pools, gdzie ogromna liczba turystów stara się zrobić zdjęcie w kamiennym „basenie”, naturalnie wyrzeźbionym w kształt idealnej ósemki).

Turystów spotkamy jednak tak naprawdę tylko na początku szlaku, mniej więcej zaraz za Wedding Cake Rock, na wysokości Marley Beach, robi się już pustawo, bardziej intymnie. Kolejna plaża po drodze to Wattamolla, bardzo popularne miejsce na weekendowe, rodzinne pikniki, dlatego nie zdziwcie się jeśli w słoneczny dzień będzie tutaj dość tłoczno. Plaża niemniej jednak jest przepiękna, jakby delikatnie „cofnięta” w głąb lądu, co tworzy wrażenie wydłużonej zatoki, pływa się tu bezpieczniej, bo nie ma dużych fal. Woda jest szmaragdowa, dookoła bujna roślinność, częstym widokiem są dzikie papugi, na przykład majestatyczne czarne kakadu. Tutaj naprawdę można zapomnieć, że jest się raptem godzinę drogi od największego miasta Australii.

Podobnie jak wzdłuż klifów samego Sydney, jest duża szansa, że spacerując wybrzeżem Royal National Park w zimie zobaczymy migrujące wieloryby. Odcinki szlaku, gdy wchodzimy trochę głębiej w busz dostarczają błogiego spokoju i wytchnienia od słońca, jeśli wybraliście się w tę trasę latem. Royal National Park to drugi najstarszy na świecie park narodowy (po Yellowstone), i choć bardzo popularny wśród mieszkańców Sydney, jest wciąż praktycznie całkowicie dziki. Brakuje tutaj infrastruktury (z kilkoma drobnymi wyjątkami), praktycznie nie ma zasięgu komórkowego, i na to także trzeba być przygotowanym. Właśnie z tych powodów głównie, zarząd parków narodowych oznaczył tę trasę najwyższym poziomem trudności. Jeśli zboczy się ze szlaku w las, można łatwo zabłądzić. Po drodze nie ma miejsc z wodą pitną (choć zdarzają się strumyki), raczej nie ma toalet. Wyjątkiem jest Garie Beach, gdzie znajduje się siedziba lokalnego Surf Life Saving Club, wyznaczone miejsca piknikowe i toalety.

A skoro o Garie Beach już mowa, to docieramy do mojego ulubionego fragmentu szlaku, głównie ze względu na cudowne widoki i „dzikość” tutejszych plaż. Odcinek ten jest również najbardziej wymagający ze względu na dużą ilość stromych wzniesień – każdy klif trzeba pokonywać w poprzek, wspinając się wierzchołek drewniano-ziemistymi schodkami. Potem część szlaku prowadzi przez grząski piasek, co znacznie spowalnia tempo. Osobiście odradzam trekking w tych okolicach w najgorętszych miesiącach letnich (grudzień i styczeń), bo temperatura i tropikalna wręcz wilgotność powietrza jest trudna do zniesienia.

Niedaleko za Garie Beach, nagle przed naszymi oczami wyrasta kilka chatek i szałasów zbudowanych przy użyciu skromnych materiałów (niejednokrotnie pochodzących z odzysku) oraz całkowicie zasilanych za pomocą odnawialnych źródeł energii. Domki te są w 100% ekologiczne, jedyna woda to deszczówka, nie ma podłączonego prądu ani gazu, więc używa się butli gazowych i energii słonecznej. Są to pozostałości osad z lat ’50-’60, które w tamtym czasie zostały zbudowane na pastwiskach. Władze wielokrotnie próbowały usunąć zabudowania po przekształceniu tego obszaru w park narodowy, wiele z nich zostało zburzonych, ale właściciele regularnie stawali w ich obronie. Dziś na terenie parku znajduje się ok. 200 takich domków, wciąż żyje tutaj niewielka grupka śmiałków (i szczęśliwców zarazem), którzy wszystkie potrzebne do życia materiały transportują piechotą przemierzając trudne odcinki szlaku. Temat jest ciekawy acz kontrowersyjny, bo trwa konflikt między rządem lokalnym a dawnymi właścicielami o prawo do tej ziemi. Ciekawostką jest też to, że zarówno plaża Era jak i Burning Palms posiadają swoje maleńkie, lokalne kluby surfingowe.

 

Przydatne informacje

Wiele osób decyduje się pokonać the Coast Track w jeden dzień, i z tego co zauważyłam najbardziej popularną wtedy opcją jest „odwrócenie” kierunku. W takim przypadku wyrusza się bardzo wcześnie rano z południowego końca parku narodowego (startem szlaku stanie się wtedy jego oficjalny koniec, czyli „Otford Lookout”; do stacji Oford także można dojechać pociągiem, ale pociąg jeździ dużo rzadziej niż na trasie Sydney – Cronulla). Jeśli zdecydujemy się na ten wariant, trasę trzeba zakończyć przed 19:00, bo wtedy odpływa ostatni prom z Bundeeny z powrotem do Cronulli.

Bardziej zrelaksowaną opcją, zalecaną zresztą przez zarząd parku, jest rozbicie całości trasy na dwa dni i spędzenie nocy na polu namiotowym mniej więcej w połowie drogi (North Era). Uwaga! Jest to bardzo małe i bardzo prymitywne pole namiotowe, w zasadzie jest to po prostu kawałek wytyczonej ziemi, gdzie legalnie można rozbić natmiot i kompostowa toaleta, niemniej jednak, rezerwacje są konieczne – więcej szczegółów na tej stronie internetowej. Obok płynie mały strumyk, gdzie można się orzeźwić. Osobiście nie piłam z niego wody, ale dobrym pomysłem jest przyniesienie ze sobą tabletek odkażających wodę, butelek filtrujących lub po prostu przegotowanie wody na biwakowym palniku.

Tuż obok pola namiotowego znajduje się tajemnicze miejsce, związane z kulturą aborygeńską, tzw. shell midden. Są to kopczyki z ziemi i piasku, wewnątrz których znajdują się ogromne ilości starych muszli, gromadzonych przez lokalną ludność przez setki lat. Muszle mogły być resztkami porzuconymi po posiłku jak i śladami dawnych technik obróbki żywności, zbieractwa i łowiectwa: oprócz muszli, znajdują się w nich często także kości zwierząt, a nawet kamienne przedmioty codziennego użytku. Shell middens znajdują się nawet w centrum Sydney, jak chociażby wzdłuż trasy między mostem Spit a nadmorską dzielnicą Manly, o której pisałam tydzień temu.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.