Cykl: 10 najlepszych tras trekingowych w Australii.
Gdzie? Sydney, Nowa Południowa Walia
Start szlaku: Spit Bridge (przystanek autobusowy Battle Blvd, skrzyżowanie z Manly Road). Szczegóły tutaj.
Poziom trudności: 2/5 łatwy (ziemista ścieżka, kilka podejść kamiennymi schodkami)
Czas i dystans: 3-4 godziny | 10 km | trasa jednokierunkowa >>> kończymy w dzielnicy Manly
Highlights: kwintesencja australijskiego lifestyle’u, sztuka aborygeńska, historia Australii, niesamowite widoki, obserwowanie wielorybów zimą, rejs promem miejskim z Manly do centrum Sydney w drodze powrotnej z widokiem na Sydney Opera House w zachodzącym słońcu!
Postanowiłam was dzisiaj zaskoczyć i umieścić w moim rankingu dość niepozory szlak, którego być może nie spodziewaliście się na liście najlepszych tras trekkingowych w Australii. No bo jak to tak, trekking w centrum wielkiego miasta? Otóż tak, w Sydney jest to możliwe! Nie raz już wspominałam na moim instagramie o tym, że Sydney jest dosłownie usiane pięknymi trasami widokowymi, najcześciej wzdłuż przybrzeżnych klifów. Linia brzegowa po wschodniej stronie miasta jest bardzo malownicza, zresztą sama zatoka (Port Jackson) zapiera dech w piersiach.
Kapitan Phillip, który przypłynął do Sydney wraz z Pierwszą Flotą (czyli pierwszym załadunkiem skazańców z Wielkiej Brytanii) w 1788 wybrał właśnie Port Jackson na miejsce pierwszej kolonii, zamiast sugerowanej wcześniej przez Kapitana Cooka Zatoki Botanicznej. Zapisał w swoim dzienniku:
“…we had the satisfaction of finding the finest harbour in the world, in which a thousand sail of the line may ride in the most perfect security…”.
Gdy spojrzycie na mapę miasta, zrozumiecie co miał na myśli. Port jest ogromny, szerokim dojściem wpływa do niego rzeka Parramatta, a niezliczone zatoczki oferują bezpieczną przystań dla statków. Dla turystów i mieszkańców natomiast – niekończący się zachwyt nad malowniczością jego położenia.
Jedną z mniej znanych turystom, a zdecydowanie bardziej godnych uwagi tras w Sydney jest właśnie Spit Bridge to Manly Walk. Pierwszy raz przeszłam ją samotnie, było to (australijską) zimą 2017 roku, jakoś w czerwcu. Piękna pogoda, nie spieszyłam się, w związku z czym całość zajęła mi około 5 godzin, bo za każdym zakrętem pojawiały się kolejne, zapierające dech w piersiach widoki.
Początek trasy jest dość niepozorny: obok przystanku autobusowego, za parkingiem samochodowym, znajduje się drogowskaz – trzeba zejść schodkami w dół na plażę i przejść pod mostem, żeby trafić na wydeptany szlak. Tym razem to nie żadna kładka ani chodnik, trasa nie jest asfaltowa (jak w przypadku dużo bardziej popularnego wśród turystów Bondi to Coogee Walk). Idzie się trochę piaskiem, trochę ziemistą ścieżką, a na początku nawet zupełnie zwyczajnie, między położonymi nad wodą domostwami. Po drodze przecinamy park (Clontarf Reserve), gdzie znajdują się przyjemne miejsca piknikowe i jedyne po drodze publiczne toalety, gdyby ktoś miał potrzebę skorzystać. Po pierwszych dwóch kilometrach zaczyna się robić bardziej dziko, pozostawiamy za sobą rekreacyjną część dzielnicy Clontarf, praktycznie nie ma tutaj turystów, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Jest natomiast mnóstwo lokalnych mieszkańców, którzy uprawiają jogging, robią zdjęcia, kąpią się przy pobliskich, ukrytych między skałkami plażach. Jest przepięknie. Woda ma kolor seledynowy, na kamieniu obok wygrzewa się sporych rozmiarów jaszczurka. W tej części szlaku zaczynają się też kamienne schodki, podejście nie jest strome, ale na pewno trzeba być przygotowanym na umiarkowany wysiłek fizyczny.
Potem wchodzimy w liściasty, porośnięty srebrnymi eukaliptusami teren Sydney Harbour National Park. Tak, to nie pomyłka! Park Narodowy w środku miasta – uwielbiam! I tutaj właśnie, mniej więcej w połowie drogi, znajduje się jedna z ważniejszych atrakcji na szlaku, jeśli można tak powiedzieć. Mianowicie aborygeńskie ryty skalne w Grotto Point , wykute w piaskowcu około tysiąca lat temu. Przedstawiają one między innymi ogromnego kangura, bumerangi oraz wieloryba.
A skoro o wielorybach już mowa, to idąc trochę dalej dotrzemy do najbardziej widokowego punktu na całej trasie – klifów Dobroyd Head. Zimą można stąd nawet zobaczyć wieloryby – co roku wzdłuż Sydney przepływa ponad 33 tysiące humbaków, które udają się na północ, chroniąc się przed chłodem polarnych wód Antarktydy. Z wysokości nietrudno dostrzec je nawet gołym okiem.
Punkt widokowy, o którym mowa – Arabanoo Lookout – został nazwany na cześć piewszego Aborygena, który żył wśród europejskich osadników, służąc im za tłumacza i ważnego pośrednika z lokalną ludnością. Jest to doskonałe miejsce, aby docenić ogrom zatoki, nad którą wybudowane zostało Sydney. Widoczne po północnej i południowej stronie klify, tzw. South & North Heads, stanowią swego rodzaju bramę do miasta od strony Pacyfiku. Trasa dobiega końca w urokliwej i popularnej wśród turystów dzielnicy Manly.
Przydatne informacje
- Szlak jest dość wyraźnie oznakowany, ale nazwy na drogowskazach mogą być różne: “Manly Scenic Walkway”, “MSW”, albo “To Manly”. Na początku i na końcu trasy, gdy będziemy przechodzić przez dzielnice mieszkalne Sydney łatwiej jest stracić orientację w terenie i wejść przypadkowo w jakieś boczne uliczki, ale generalnie trzymanie się zasady „iść wzdłuż wody” sprawdzi się świetnie.
- Na szlaku jest też dobry zasięg telefoniczny, więc warto zaopatrzyć się wcześniej w najtańszą australijską kartę SIM (koszt karty pre-paid to ok. $30, okres rozliczeniowy 26 dni) i włączyć Google Maps w razie potrzeby.
- Pod koniec najlepiej kierować się w stronę „Manly Ferry”. Promy odjeżdżają co pół godziny, warto więc sprawdzić wcześniej rozkład jazdy i wykupić kartę Opal w automacie, jeśli jeszcze jej nie macie (karta pre-paid na cały transport publiczny w Sydney, koszt trasy z Manly do Circular Quey to około $7).
- Potem już pozostaje tylko poczekać na prom w lokalnym browarze rzemieślniczym 4 Pines. Mają tam piękny nasłoneczniony o zachodzie słońca taras z widokiem na zatokę, pyszne piwo rzemieślnicze i smaczne przekąski. Po długim spacerze, ja skusiłam się na zasłużone, ukochane, grubo krojone frytki.
- Jeśli wybraliście się w drogę rano, a w Manly zatrzymacie się na lunch, to przy dobrej pogodzie będziecie mogli się rozkoszować półgodzinnym rejsem wzdłuż najbogatszych dzielnic Sydney, z widokiem na majestatyczny Sydney Harbour Bridge i, oczywiście, wisienką na torcie czyli „żaglami” Sydney Opera House lśniącymi w zachodzącym słońcu.
1 Comment