Blog posts

Nurkowanie w Australii

Nurkowanie w Australii

Australia, Outdoorowy Live

W kolejnym odcinku z serii moich Outdoorowych Live’ów na Instagramie opowiedziałam o tym jak się zaczęła moja przygoda z nurkowaniem oraz odpowiedziałam na kilka bardzo ciekawych pytań związanych z tym tematem. Poniżej znajdziecie link do nagrania, jak i również małą ściągę z wszystkimi najważniejszymi informacjami oraz trochę zdjęć dla zbudowania klimatu. Zapraszam was także do zakładki „Diving” w moich wyróżnionych relacjach na instagramowym profilu, gdzie co jakiś czas dzielę się z wami nowinkami z podwodnego świata.

Usłyszycie między innymi o tym:

📌 Dlaczego wymarzyłam sobie nurkowanie? (a było to jeszcze dawno temu w Krakowie!)
📌 Kiedy i gdzie pierwszy raz zanurkowałam w Australii?
📌 Na czym polega kurs Open Water i co jest w nim najtrudniejsze?
📌 Czy warto nurkować zimą w Australii?
📌 Czy nurkowanie jest dla każdego?
📌 Porady dla początkujących – jak zacząć, w jaki sprzęt zainwestować?
📌 Najpiękniejsze doświadczenia pod wodą
📌 Najbardziej stresujące momenty nurkowe
📌 Nurkowanie w Sydney – co, gdzie, jak?
📌 Rekiny w Australii – czy jest się czego bać?

Skąd to nurkowanie?

Pamiętam, jak mieszkając jeszcze w Krakowie, wiele, wiele lat temu, zobaczyłam płetwonurków nad zalewem w Zakrzówku – to dawny, zatopiony kamieniołom, przez wiele lat mieszkałam bardzo blisko tego miejsca. Zafascynował mnie ten sport, dodatkowo jeden z przyjaciół taty nurkował i zawsze, gdy odwiedzaliśmy go w domu, to z ciekawością przyglądałam się podwodnym parafenaliom, którymi się otaczał. Niemniej jednak nurkowanie pozostało jednym z tych marzeń, które za dzieciaka chowamy do szuflady, bo wydają się nieosiągalne.

Gdy w 2015 roku przeprowadziłam się do Australii, a konkretnie, nadmorskiej Cronulli na południe od Sydney, od razu zauważyłam lokalny dive shop. Pomyślałam wtedy „koniec wymówek” – nurkowanie nagle znalazło się w zasięgu ręki, niecały kilometr od domu. I tak to się zaczęło. Była zima 2017 roku, zainteresowałam się tematem, i akurat okazało się, że w sezonie zimowym (w Australii zima zaczyna się w czerwcu!) koszt kursu Open Water spadł prawie o połowę. Ze względu na temperaturę wody (która zresztą na południu Australii nigdy nie jest tak naprawdę ciepła) wiele osób rezygnuje z kursów zimową porą, stąd atrakcyjne ceny. Równocześnie, nurkowanie zimą ma ogromne plusy, ponieważ woda jest zazwyczaj krystalicznie czysta, a widoczność zdecydowanie lepsza niż w lecie.

Kurs Open Water

O szczegółach kursu Open Water możecie dowiedzieć się więcej z dzisiejszego nagrania. Słowem wstępu powiem tylko, że na początku wcale nie było to dla mnie łatwe. Miałam problem z przyzwyczajeniem się do oddychania przez automat ze sprężonym powietrzem, nie znosiłam uczucia zasłoniętego nosa pod maską. Opanowanie wszystkich wymaganych umiejętności podczas sesji na basenie zajęło mi trochę czasu. Ale powiem wam jedno: gdy tylko przenieśliśmy się z basenu nad ocean, gdy zeszliśmy pod wodę, przepadłam bezpowrotnie. Mieliśmy ogromne szczęście tego dnia, widoczność była niesamowita i choć woda miała 14 stopni, a ja palce zdarte do krwi od wkładania na siebie grubych warstw pianki, liczyło się tylko to, co zobaczyłam pod powierzchnią. A to był inny świat: piękny i spokojny. Podczas zamieszczonej tutaj relacji opowiadam o aspekcie „medytacyjnym”, czy też „terapeutycznym” nurkowania, dla mnie nie do przecenienia.

Co takiego dało mi więc nurkowanie?

Przede wszystkim nauczyło mnie panowania nad stresem, przezwyciężania własnych lęków, kontroli nad swoim ciałem w sytuacjach podprogowych. Po raz kolejny doceniłam siłę oddechu. Każdy kolejny metr pod wodą, trudne warunki, nurkowanie po zmroku… są to wyzwania, które przed sobą stawiam, i za każdym razem gdy uda mi się czegoś takiego dokonać, jestem z siebie niesamowicie dumna, bo jeszcze kilka lat temu zapierałabym się nogami i rękami gdyby ktoś próbował zachęcić mnie do wejścia do czarnej jak smoła wody nocą.

Dodatkowo, nauczyłam się jeszcze bardziej doceniać środowisko naturalne. Uważam, że każdy kto zobaczy na własne oczy to, co dzieje się pod wodą – śmieci, plastik, obumieranie raf koralowych ze względu na zmiany klimatu – nie może pozostać obojętny na bieżące problemy ekologiczne. Naturalną konsekwencją nurkowania jest chęć ochrony naszej planety, pojawia się większa wrażliwość.

Dzięki nurkowaniu udało mi się jest okiełznanie strachu przed morzem. Jestem dziewczyną z Krakowa, do morza miałam zawsze daleko, Bałtyku nie widziałam na oczy do 16 roku życia. Owszem, zawsze lubiłam pływać, ale to były wizyty na miejskim basenie. Dorastając raczej nie interesowałam się sportem, jedynym wyjątkiem był ukochany rower i letnie wycieczki w góry. Gdy pierwszy raz zobaczyłam Pacyfik, byłam w równym stopniu zafascynowana jak i przerażona. Bałam się tych dzikich fal, ocean zawsze fascynował i przerażał mnie równocześnie. Gdy zobaczyłam jak pięknie i spokojnie jest pod powierzchnią, przestałam się bać. Dużych fal wciąż się oczywiście boję, ale praktyka czyni mistrza. Samo przebywanie na co dzień z oceanem daje wiedzę i umiejętności nie do przecenienia. Obserwowanie tego, co się dzieje na powierzchni wody przy równoczesnym czytaniu wykresów pogodowe sprawia, że uczymy się na żywym organizmie, a praktyka czyni mistrza. Zaczynamy zauważać powtarzalne wzorce, wiemy co oznaczają pewne naturalne sygnały, rozumiemy jak zachowuje się woda. Do tego dochodzą rozmowy z ludźmi bardziej doświadczonymi ode mnie. Ja uwielbiam się uczyć i zawsze traktuję takie spotkania jako okazja do tego, aby podszlifować swoje umiejętności i dowiedzieć się czegoś nowego.

Najlepsze doświadczenia?

Do moich najpiękniejszych nurkowych wspomnień mogę zdecydowanie zaliczyć podwodne muzeum na Lanzarote (Wyspy Kanaryjskie), nurkowanie z fokami na południowo-wschodnim wybrzeżu Australii (Narooma) oraz podwodny śpiew wielorybów w Sydney (nurkowanie zimą – jest to okres, gdy wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii migrują tysiące humpbacki). Doświadczeniom tym poświęciłam osobne wpisy na blogu, znajdziecie je tutaj i tutaj.

Co dalej?

Na moim biurku leży od jakiegoś umowa o pracę jako Divemaster (podwodny przewodnik – stopień przed instruktorem), którą wysłał mi moje lokalne centrum nurkowe, gdzie zrobiłam wszystkie kursy. Zwlekałam bardzo długo z jej podpisaniem z dwóch powodów. Po pierwsze, od marca znów pracuję na pełen etat, w związku z czym moje możliwości czasowe, aby brać dodatkowe zlecenia są mocno ograniczone. Ale tak naprawdę powód jest inny: zwyczajnie się boję. Czego? Odpowiedzialności za życie innych ludzi. Tak naprawdę nie boję się niczego innego. Ogarniam sprzęt, mam wieloletnie doświadczenie w zarządzaniu grupą (jakby nie było przez 10 lat pracowałam jako przewodnik i tour leader), nie boję się ani briefingów, ani głębokości, ani rekinów, ani nawet nawigacji. Boję się natomiast, że ktoś mi się zgubi, gdy będzie bardzo kiepska widoczność, albo, że ktoś dostanie ataku paniki, albo zasłabnie i będę musiała z zimną krwią, w pełni opanowana uspokoić resztę i udzielić pierwszej pomocy. Pomimo to, wiem, że jestem gotowa. Zrobiłam już wszystko co mogłam zrobić, żeby jak najlepiej przygotować się do tej roli. Reszty można nauczyć się już tylko w praktyce. Doświadczenie przychodzi z czasem, nie da się go nauczyć w teorii. Dlatego już w maju zamierzam zgłosić swoją dostępność na najbliższe weekendy, i zobaczymy co z tego wyjdzie. Całe życie marzyłam o tym, żeby pracować pokazując innym świat. A Polsce mi się to udało. Po przeprowadzce to Australii musiałam ułożyć to sobie wszystko w głowie, zdobyć odpowiednie uprawnienia, wymyślić nowy plan na siebie. Teraz już wiem którędy droga. Najwyższa pora zacząć.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.