Blog posts

Pierwsza praca w Australii. Moja historia z happy endem.

Pierwsza praca w Australii. Moja historia z happy endem.

Australia, Praca w Australii

Wczoraj rozpoczęłam cykl tekstów poświęconych szukaniu pracy w Australii. Na początku było o  tym jak realnie ocenić swoje umiejętności i skonfrontować je z wymogami australijskiego rynku. Dzisiaj chciałabym podzielić się z wami bardziej osobistą historią, i opowiedzieć o tym jak udało mi się znaleźć pracę w Australii. Dzisiejsze porady będą praktyczne i mam nadzieję, że przydadzą się wielu osobom, które tak jak ja, dość optymistycznie, najpierw postawiły stopę na australijskiej ziemi, a dopiero potem zaczęły się zastanawiać nad tym „co dalej?”. Dla zachęty dodam, że jest to historia o dobrym zakończeniu 🙂


Gdzie szukać ofert pracy?

Jak już wcześniej pisałam, postanowiłam drogą eliminacji uświadomić sobie co mogę, a czego nie mogę po przyjeździe robić, zdecydowałam się wybrać na początek jedną branżę, do której ze względu na moje wieloletnie doświadczenie z Polski najbardziej się nadawałam: turystyka. Teraz tylko trzeba zacząć szukać ofert pracy. Mamy 2016 rok, więc oczywistym jest, że główny research odbywa się w Internecie, ale nie dajcie się zwieść, formy analogowe, takie jak ogłoszenia w prasie mają się całkiem nieźle. W małych miejscowościach prasa lokalna jest nieocenionym źródłem informacji. Przykładem nie-australijskim może być tutaj kurort narciarski Whistler w Kanadzie, gdzie miałam szczęście spędzić rok swojego życia. Wszyscy wiedzieliśmy, że pracę da się znaleźć tylko przez czytanie dwóch popularnych periodyków i tzw. „zasięgnięcie języka”. Nie muszę więc chyba mówić, że najlepiej wybrać się po prostu na porządny spacer i poszukać ofert pracy „na mieście”. Nie oznacza, to, że na witrynie będzie wisiała akurat kartka „zatrudnię” – tak znajdziemy raczej tylko prace dorywcze. Chodzi o to, że jak praca nas sama nie szuka, to my musimy znaleźć ją. Dosłownie. Zapukać do drzwi, wejść do środka i zapytać czy w danym miejscu nie potrzebują akurat XYZ.

Networking i CV

Wiele godzin i dni spędziłam nad perfekcyjnym dopracowaniem mojego CV, które w Australii powinno wyglądać zgoła inaczej niż w Polsce czy nawet w siostrzanej na pierwszy rzut oka Anglii. CV jest twoim kluczem, twoją przepustką do rozmowy kwalifikacyjnej, gdzie będziesz mógł zabłysnąć i odpowiednio się „sprzedać”. Ale najpierw musi być dobre CV. Podrasowane, jeśli trzeba, ale nie przekłamane i nie przesadzone. Utworzenie i dopieszczenie profilu na LinkedIn na pewno pomaga. I nawet jeśli praca sama cię tam nie znajdzie, to jest to świetna baza aktualnych ogłoszeń i kontaktów do firm i agencji rekrutacyjnych, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Potem trzeba zastosować kilka uniwersalnych zasad, czyli przeglądanie jak największej ilości stron z ogłoszeniami o pracę, wysyłanie jak największej ilości CV, nie zrażanie się przy pierwszych niepowodzeniach. Jeśli chodzi o najlepsze wyszukiwarki ofert pracy w Australii to największą popularnością cieszą się Seek oraz Indeed . Oprócz tego oczywiście genialny australijski wynalazek w postaci Gumtree oraz grupy wsparcia na Facebooku. Oprócz tego wszystkiego jest jednak kilka prostych reguł, które sprawią, że wasze szanse na znalezienie pracy w Australii poszybują w górę. Więcej na ten temat przeczytacie w kolejnej odsłonie tego cyklu, gdzie napiszę o 5 złotych zasadach szukania pracy w Australii. Wkrótce pojawi się też osobny wpis na temat tego jak napisać dobre australijskie CV i list motywacyjny.

3

Resumé czyli CV po australijsku

Zaczęłam od wysyłania CV i listów motywacyjnych. Starałam się za każdym razem personalizować te dokumenty pod kątem pozycji, o którą się ubiegałam, tak aby doświadczenia, o których mowa w CV miały konkretny związek z pracą, o którą w danym momencie staram. Nie bójcie się wyrzucić rzeczy kompletnie niepotrzebnych. Nie bójcie się też ukwiecić kluczowe fragmenty. CV w Australii ma być długie i rozbudowane. Standardem jest kilka (3-5) stron. Pomimo dobrego CV dni mijały, a ja nie dostawałam żadnych odpowiedzi. Wiadomo, w takim momencie zaczynamy w siebie wątpić i szukamy przyczyny. Ja też zastanawiałam się o co chodzi. Czy winę zrzucić na kark braku doświadczenia w Australii? Fakt bycia Polką? Brak odpowiedniego doświadczenia? Za wysokie wymagania? Przyznaję, że nie chciałam znów wrócić do dorywczych prac, jakie w przeszłości wykonywałam za granicą tymczasowo. Skoro w Australii mam zostać a nie mam już 20 lat, chciałam znaleźć pracę, która w taki czy inny sposób da mi szanse rozwoju i nie będzie zupełnie poniżej moich kwalifikacji.

Kilka razy miałam wrażenie, że naprawdę nadaję się do pracy, ale nie jestem w stanie spełnić wszystkich wymagań na długiej liście. A to nie mam australijskiego prawa jazdy, a to brak statusu PR (permanent resident, pobyt stały), a to brakuje jakiegoś certyfikatu. Cóż, trudno. Z pustego i Salomon nie naleje.

Agencje rekrutacyjne i rozmowa o pracę

Ale coś trzeba było znaleźć. W końcu dzięki LinkedIn trafiłam na agencję rekrutacyjną specjalizującą się w turystyce, In Place Recruitment. Przekierowało mnie na ich stronę, gdzie znajdują się aktualne ogłoszenia. Wreszcie trafiłam na takie, gdzie na pierwszy rzut oka wydawało się, że spełniam wszystkie wymagania. I teraz najważniejsze: w ogłoszeniu były podane dwie metody zgłoszenia swojej kandydatury. Można było wysłać CV lub zadzwonić bezpośrednio do agenta prowadzącego rekrutację. Co ciekawe, kilka dni wcześniej wysłałam już swoje CV do tego biura, ale nie w odpowiedzi na konkretne ogłoszenie, tylko tak po prostu, żeby spróbować szczęścia. Otrzymałam dość suchą odpowiedź, że nie mają nic dla mnie i nie spełniam ich wymogów. Gdy zobaczyłam więc wspomniane ogłoszenie chwyciłam za telefon i postanowiłam, że gram va bank. Jednym z wymogów było „candidate should be passionate about Australia”. Pomyślałam sobie – od razu zorientują się po moim akcencie, że Australijką nie jestem. Jak z tego wybrnąć? Rozbroić ich poczuciem humoru i dystansem do siebie. To zawsze działa. Jak tylko się więc przedstawiłam, powiedziałam „as you can probably tell, I’m a foreigner but I can assure you that I’m more passionate about Australia that most of the Australians”. Usłyszałam przyjazny śmiech w słuchawce. Duża ulga. Reszta rozmowy potoczyła się już w sposób naturalny i zrelaksowany. Zostałam zaproszona na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną, z rekruterem (w tej agencji chyba nigdy nie zorientowali się, że parę dni wcześniej odrzucili tę samą osobę i to samo CV). Rozmowa poszła dobrze. Tu kluczową zasadą jest nie powiedzieć o sobie za dużo, ale też nie spowodować niezręcznej ciszy. Na pytanie trzeba odpowiedzieć ZAWSZE i każda odpowiedź jest lepsza od „nie wiem”. Jak nie znacie odpowiedzi na pytanie, albo boicie się, że to, co macie do powiedzenia nie wystarcza, trzeba inteligentnie zagadać rozmówcę. Przeformułowania, mowa-trawa, lanie wody… wszelki talent oratorski trzeba w to włożyć. Potem była druga rozmowa, z dwoma menago z firmy, w której chciałam pracować. Tym razem dwie panie. Było słodko nie do wytrzymania, dużo uśmiechów i uprzejmości. Na koniec słynne we’ll keep in touch. W końcu jednak zadzwonili znowu i zaprosili mnie na trzecią rozmowę. Tym razem chce mnie poznać szef. W końcu po około 2 tygodniach od tamtego pamiętnego telefonu dostałam tę pracę.

Epilog z happy endem

Więc jaka to praca? Pracuję w biurze, w małej, prywatnej firmie, która zajmuje się sprzedażą dość niszowych produktów turystycznych, mianowicie rezerwujemy noclegi połączone z aktywną eko-turystyką w dwóch odległych miejscach Australii, gdzie mój szef posiada prywatną własność (szef pochodzi jak się okazało z angielskiej gentry) i gdzie stworzył luksusowe miejsca noclegowe w środku australijskiego buszu. Organizujemy wycieczki, które mają na celu połączenie tegoż luksusowego pobytu z całkowitym zanurzeniem się w esencję Outbacku. Obcowanie z naturą, bliskość dzikiej przyrody, brak rozpraszaczy w postaci internetu i telefonu. Glamping. „Lansing”? Trochę tak. I wielu trudnych, nieprzyzwoicie bogatych klientów. Oficjalna rola to reservations consultant.

Czy jestem zadowolona? Nigdy wcześniej tak naprawdę nie pracowałam w biurze i wciąż ciężko to znoszę. Tęsknię za byciem na świeżym powietrzu, podróżowaniem, kontaktem z nowymi ludźmi i odkrywaniem nowych miejsc. Ale cenię sobie umowę o pracę na czas nieokreślony z wszystkimi jej dobrodziejstwami. Cenię sobie uczciwą pensję wypłacaną na czas. Codziennie dowiaduję się czegoś nowego o Australii, zarówno tej dzikiej, gdzieś tam daleko, jak i o tej „od środka”, czyli o tym jak panuje tu etyka pracy, jak się nawiązuje branżowe kontakty. No i najlepszym bonusem jak do tej pory był mój służbowy wyjazd – w maju zostałam wysłana na pięć cudownych dni do naszej „posiadłości” w Południowej Australii, na terenie Parku Narodowego Flinders Ranges, żeby „zapoznać się z produktem”. Jadłam przepyszne jedzenie, piłam wino i leżąc w swoim hotelowym pokoju, dopieszczonym do granic możliwości, pomyślałam sobie „udało się”.DSC09107

Wymagam od siebie bardzo dużo i długo nie umiałam docenić tego, co wywalczyłam. Myślałam sobie – to nie jest przecież praca marzeń. Biurowa rutyna, pensja nie najgorsza, ale inni zarabiają lepiej… Ale od czegoś przecież trzeba zacząć na Nowej Ziemi. Dziś mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że mogę być z siebie zadowolona. Nie mając żadnego doświadczenia w pracy w Australii ze swoim polskim akcentem udało mi się pokonać spore grono kandydatów i dostać pracę w firmie gdzie kluczowy jest kontakt z bardzo wymagającym klientem i gdzie wcześniej nie było nie-Australijczyków.

Moje pierwsze zawodowe 6 miesięcy uważam tym samym za sukces, a czas pokaże jakie niespodzianki przyniesie przyszłość.

 

 

13 Comments

  1. Michalina
    8 września 2016 at 22:02
    Reply

    Czy możesz polecić jeszcze inne agencje rekrutacyjne? Niekoniecznie z zakresu turystyki 🙂

    • admin
      9 września 2016 at 18:24

      Hej Michalina,
      Nie mam w tym zakresie wprawdzie ogromnego doswiadczenia, ale osobiscie znam jeszcze ludzi z ogromnej agencji Hays . Sa swietni w branzy budownictwo/inzynieria, nowe technologie, ale wiem tez, ze maja inne dzialy, chociazby czesto szukaja osob do administracji, sekretarek, ksiegowych, itp. Z branzy budowlanej moge podeslac kilka bezposrednich kontaktow do agentow, jesli bylabys zainteresowana. Co do innych agencji, zasiegnelam jezyka u moich kolegow z pracy dzis z mysla o tobie i polecono mi jeszcze AA Appointments oraz Career One. Kilka osob powiedzialo, ze i tak najlepiej szukac samemu przez witryne Seek, o ktrej wczesniej juz pisalam. Pisz smialo, gdybys miala jeszcze jakies pytania!

  2. Joanna
    8 września 2016 at 23:23
    Reply

    Super opisane realia. A jeżeli można wiedzieć to na jaką wizę przyjechałam? Myślałam że bez PR nie ma szans w Australii na pracę ma pełny etat…

    • admin
      9 września 2016 at 17:57

      Hej Asia,
      Wielkie dzieki za pozytywny komentarz!
      Co do wizy, ja tez tak myslalam, bo spotkalam sie z takimi opiniami na roznego rodzaju forum dla Polakow w Australii, na szczescie rzeczywistosc okazala sie mniej straszna. Ja akurat dostalam wize partnerska. Dokladnie nazywa sie to Partner (Provisional) subclass 309, a po dwoch latach od przyznania tej pierwsze automatycznie otwiera sie proces o przyznanie PR i wiza przechodzi wtedy w Partner (Migrant) subclass 100. Zeby otrzymac wize partnerska trzeba udowonic co najmniej roczny zwiazek z obywatelem/rezydentem Australii, ale znam tez osobiscie przypadki znajomych, ktorzy dostali te kategorie jadac tu z Polakiem, ktory dostal wize sponsorowana, hence, mozesz „przykleic” sie do swojego partnera jesli on ubiega sie o inna kategorie wizy. Co ciekawe, osoba taka ma wtedy open work permit (tak jak ja mialam od razu po przyjezdzie), natomiast jesli przyjezdzasz tu na wizie sponsorowanej to przez 4 lata bodajze jestes zobowiazana do pracy u tego, kto cie zasponsorowal (chyba, ze zmienisz sponsora oczywiscie, tez znam takie przypadki :)).
      Podsumowujac: Najtrudniej bedzie znalezc prace na student visa, dlatego, ze legalnie mozna pracowac tylko na pol etatu. Sporo osob pracuje nielegalnie, ale to duze ryzyko w Australii. Z wiza working holidays wiem, ze tez bywaja problemy ze znalezieniem stalego zatrudnienia, bo pracodawcy boja sie zatrudniach mlodych backpackerow, ktorzy po 2-3 miesiacach wyjezdzaja. Pomimo tego, jakos cale rzesze lodych ludzi sobie z tym radza. Mysle, ze duze miasta daja ogromne szanse i dorywcza praca w turystyce / hotelarstwie / uslugach znajdzie sie zawsze. Skilled worker visa i partnership visa daja ci wg mnie najwieksze pole do popisu, bo choc nie masz pobytu stalego, nie masz tez okreslonego czasu kiedy musisz Australie opuscic, wiec pracodawcy ufaja ci duzo bardziej i ciesza sie, ze nie musza zalatwiac wizy za ciebie, co wiadomo, laczy sie z dodatkowymi oplatami.
      Mam nadzieje, ze choc troche pomoglam. Wyslij wiadomosc przez formularz kontaktowy jesli masz jeszcze jakies pytania, chetnie pomoge. Pozdrawiam serdecznie!

  3. Klaudia
    16 września 2016 at 07:23
    Reply

    Witam 🙂 gratuluję znalezienia pracy i dzięki za prowadzenie tego bloga. Fajnie jest pocztać przed wyjadem o doświadczeniach innych. Napisałaś, że możesz polecić agentów z branży budowlanej / architektura? 😉

    • admin
      21 września 2016 at 13:35

      Hej Klaudia, dziekuje za pozytywny komentarz i przepraszam za poslizg z odpowiedzia. Kiedy wybierasz sie do Sydney? Jesli docelowo tutaj zamierzasz szukac pracy to moge podeslac ci kontakt do jednej rekruterki, ktora dziala glownie w branzy inzynieryjno-budowlanej, nie wiem na ile ona dziala w architekturze, ale byc moze bedzie w stanie cie gdzies przekierowac, zawsze warto sprobowac! Zaraz wysle ci maila z kontaktem. Daj znac jakbys miala jakies pytania, pozdrawiam serdecznie!

  4. Klaudia
    26 września 2016 at 01:53
    Reply

    Hej 😀 bardzo dziekuje za odpowiedz na maila. Do Sydnej, poki co , wybieram sie tylko na wakacje w okolicach kwietnia. Jesli zas chodzi o emigracje, powoli zaczynam sie przygotowywac do wyslania aplikacji wizowej.

    • Klaudia
      26 września 2016 at 02:09

      Ale „faux pas” popelnilam .. 😀 Sydney oczywiscie. Prosze o zrozumienie na forum 😉 ta automatyczna korekta w telefonie 😛 😉

    • admin
      28 września 2016 at 00:47

      Klaudia, nie przejmuj się, Hiszpanie piszą Sidney i nikomu to nie przeszkadza 🙂
      Mam nadzieję, że choć trochę mogłam pomóc, pozdrawiam serdecznie i jesteśmy w kontakcie. Daj znać jeśli sprawy wizowe posuną się do przodu koniecznie!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.